piątek, 30 września 2011

Jeszcze jeden neandertal

Odrzut, ale sympatycznie mu z oczu patrzy.

czwartek, 29 września 2011

Między nami, jaskiniowcami

Jeżeli w najbliższym czasie zdarzy Wam się korzystać z usług PLL LOT, sięgnijcie po najnowszy numer miesięcznika Kaleidoscope (powinien być wetknięty w kieszonkę w oparciu fotela z przodu), w którym znajduje się bardzo ciekawy artykuł o diecie naszych odległych, choć nie tak bardzo od nas różnych, przodków.
Teza zawarta w artykule głosi, że najzdrowszą i zapewniającą nam ochronę przed większością chorób cywilizacyjnych dietą, jest dieta stosowana powszechnie w neolicie.

 Jako że od strony biologicznej nie różnimy się w zasadzie wcale od poczciwych troglodytów żyjących we wspólnotach zbieracko-łowieckich (jedyne co u nas w ciągu ostatnich kilkudziesięciu tysięcy lat wyewoluowało, to zdolność trawienia laktozy, a i to nie u wszystkich), powinniśmy odżywiać się tak jak oni.

Aby więc uniknąć przypadłości takich jak otyłość, cukrzyca, próchnica, wszelkie schorzenia układu pokarmowego z rakiem włącznie, należy odrzucić radykalnie wszystko co słodkie, tłuste, słone, mączne, i - nie bójmy się tego słowa - smaczne. 
Półsurowy stek z mamuta albo makrauchenii wolno nam spożywać najwyżej raz w tygodniu, zaś pozostałą część menu powinny wypełnić rozmaite kłącza, korzonki, leśne jagody i grzybki. Na dobrą sprawę należałoby spożywać około dwudziestu pięciu różnych produktów roślinnych dziennie, i raczej nie powinny wśród nich znajdować się ziemniaczane frytki ani pszenne bułeczki. Jeśli owoce - to najlepiej dziczki zza płotu sąsiada, bo frukta, które teraz sprzedaje się w sklepach, mają kilkakrotnie więcej cukru od tych, którymi raczyli się kromaniończycy.
No i oczywiście - żadnych używek. Chyba, że muchomory.

Na zakończenie chciałbym pro forma zaznaczyć, że wiem o tym wszystkim (mimo że nie leciałem ostatnio LOT-em), bo robiłem ilustracje do wyżej wspomnianego artykułu. Bardzo lubię zlecenia, przy okazji których można się czegoś ciekawego, choć niekoniecznie użytecznego, dowiedzieć.
I w dodatku zaoszczędziłem na bilecie!

piątek, 23 września 2011

Ekwinokcjum

Major Panno i generał Calrissian z melancholijną zadumą obserwują nadejście jesieni.

niedziela, 18 września 2011

Republika Południowej Afryki

W najnowszym numerze National Geographic Traveler - moja mapa RPA.

czwartek, 15 września 2011

Sawułar wiwr 3, czyli co nie uchodzi na podwórku


 Dzisiejszy odcinek obrazkowych porad Jana Kamyczka poświęcony jest zachowaniu w specyficznej przestrzeni ni to publicznej, ni to prywatnej, jaką jest podwórko.

Na podwórku manowicie niedopuszczalne jest:
- Wydzieranie się bez potrzeby i sensu, np. "Maaa-moo!!! A-on-się-bi-jeee!!!". Przecież skoro tylko siebie bije, to nie ma o co podnosić rwetesu, może takie akurat kolega ma upodobania, i wcale nie jest eleganckie ani konieczne ich w ten sposób upublicznianie. Live and let live; homo sum, humani nihil a me alienum puto.
- Śmiecenie. Wszelkie odpadki bytowe należy bezwzględnie wrzucać do przeznaczonych do tego celu pojemników.
- Pyskówa i mordobicie. Nawet, jeśli zasłużył.
-Prowadzanie Azorka, łagodnej psiny, bez kagańca i szczucie nim dla zgrywy kolegów, koleżanek i innych osób postronnych.

Dziękuję Państwu za uwagę.

No.

wtorek, 13 września 2011

Podwórko

Na uczciwym polskim podwórku w starym, dobrym stylu powinien wprawdzie być trzepak, a nie drabinki, ale oj tam, oj tam.

sobota, 10 września 2011

Sawułar wiwr 2, czyli jak mówić i jak słuchać

Drogie dzieci! Jeżeli opowiadacie coś swoim kolegom i koleżankom, pamiętajcie, żeby mówić składnie, zrozumiale, i pełnymi, poprawnie zbudowanymi zdaniami.

Z kolei kiedy ktoś z waszych kolegów lub koleżanek wypowiada się ustnie przed całą klasą, słuchajcie go uważnie i nie okazujcie po sobie, że forma bądź treść wypowiedzi wam się nie podoba. Miejcie trochę empatii i wyrozumiałości dla mówcy, którego na pewno zżera trema, i nie zachowujcie się jak skończone chamy, gówniarzerio zasmarkana.

wtorek, 6 września 2011

Opowieści różnej treści

Ilustracja (kolejna, a co) do podręcznika do polskiego dla uczniów szkół podstawowych.
Kompozycja przesunięta mocno w lewo, bo z prawej strony ma się znaleźć tekst. Mogłem wprawdzie przykadrować (for your bigger viewing pleasure) tak jak poprzednie obrazki z tej serii, ale wtedy musiałbym eksterminować tego zmykającego krasnoludka w prawym dolnym rogu. 
A to by było przykre.

czwartek, 1 września 2011

Witaj, szkoło (podstawowa)!

Ogólnie rzecz biorąc, dorosłość, skonfrontowana z moimi dziecinnymi na jej temat wyobrażeniami, okazała się  cokolwiek rozczarowująca.
Jedna tylko rzecz jest chyba nawet lepsza niż się spodziewałem: to uczucie, które mnie ogarnia, kiedy otwieram rano oczy, kalendarz pokazuje pierwszy września, a ja wiem, po prostu wiem, że nie muszę i już nigdy nie będę musiał iść do szkoły, do tego domu udręki. Że już nigdy więcej nie będą terroryzować mnie zgorzkniałe baby z nadwagą, którym drewniana linijka w garści i dziennik klasowy pod pachą dają władzę absolutną, że już nigdy nie będę musiał przepisywać całego zeszytu do matematyki albo do polskiego, bo któraś z tych bab zakwestionowała jego estetykę, że już nigdy nie będę oddychał tym powietrzem przesyconym zapachem taniej pasty do podłóg, kurzu i kredy, ani przemierzał dzień po dniu, w tę i z powrotem, tych ponurych korytarzy z zielonkawą olejną lamperią.
Choćby tylko dla tego uczucia warto było się zestarzeć.

Ilustracja do, wspominanego już na tym blogu, podręcznika Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego dla uczniów szkół podstawowych.